Każdy wie, że bez prawa jazdy do samochodu wsiąść nie może i pojechać w
przysłowiową "siną dal". To samo tyczy się wykonywanych zawodów - bez
odpowiednich kwalifikacji nikt nas nie zatrudni, i nawet gdybyśmy
zapierali się rękami i nogami, nikt nam szansy na udowodnienie swoich
umiejętności nie da. To tylko przykłady, ale takich sytuacji, które
wymagają od nas konkretnych kompetencji są tysiące. Wśród tego
wszystkiego jest jedna sytuacja, która nie wymaga od nas weryfikacji
wiedzy i przygotowania. Bycie rodzicem. Wystarczy być osobą zdolną do
prokreacji i połączenia swych sił z osobnikiem płci przeciwnej, aby
stworzyć nowe życie. I często nieumiejętnie tym życiem kierować...
Na swojej drodze spotykam wielu ludzi, którzy moim zdaniem, nie radzą
sobie z macierzyństwem czy ojcostwem. Chociaż sama nie mam jeszcze dzieci, to
niestety taki widok kłuje w oczy i wiem, że robią krzywdę swoim latoroślom. Rodzicom bardzo często brakuje
elementarnej wiedzy z zakresu opieki i wychowania dzieci, a jeśli już tę
wiedzę mają, to nie potrafią jej wykorzystać we właściwy sposób, stając
się nadopiekuńczymi rodzicielami. Tylko nielicznym się udaje.
Młodzi rodzice, zapewne w każdym pokoleniu, chcą wychowywać dzieci po
swojemu, nie sugerując się radami osób starszych. Rozumiem to, ale są
takie chwile, kiedy swoją dumę należy schować głęboko do kieszeni.
Przecież ta "gra warta jest świeczki". Nie rozmawiamy z mamą czy babcią o
kupnie nowej firanki czy obrusu, ale o wychowaniu małego człowieka. Nie
możemy negować rad, jakie od innych otrzymujemy. Nie zapominajmy, że
takie osoby nie chcą dla naszych dzieci źle, ale mając spore
doświadczenie w tej kwestii, chcą nam pomóc. Z perspektywy czasu zapewne
wiedzą jakie błędy wychowawcze popełniły i chcą ustrzec przed nimi
również nas. Przecież nie musimy robić wszystkiego według wskazówek babć
i ciotek, ale warto się zastanowić nad ich słowami, bo być może
wyniesiemy z nich coś cennego.
Innym problemem jest traktowanie dziecka nieadekwatnie do wieku. Rodzice
albo traktują dzieci jak "starych malutkich" obarczając te małe umysły
informacjami, które je przerastają, albo wręcz przeciwnie, nie pozwalają
tym umysłom rozwijać się. Bardzo razi mnie zachowanie jednej pani,
którą widuję regularnie. Ta kobieta przymila się do swojego syna ("na
oko" ok. 8 lat) w taki sposób, jakby chłopiec dopiero co przestał
korzystać z pieluchy. Zaczepia go, sadza na kolana, trzęsie mu
policzki... koszmar! Z drugiej strony, tak jak już wspomniałam, nie
traktujmy dzieci zbyt poważnie. To jednak dzieci, które ze względu na
to, że ciągle się rozwijają nie są w stanie przyswoić niektórych
informacji. Tak bardzo często rodzice przez pół dnia biegają za
dzieckiem, które przy śniadaniu było niegrzeczne. Dręczą je, pytając "Co
zrobiłeś?". A dziecko milczy. I ma do tego prawo, bo ono nie wie co
zrobiło. U kilkuletnich dzieciaków dominuje pamięć krótkotrwała, tak
więc po kilkunastu minutach od nieszczęśliwego zdarzenia, taki brzdąc
naprawdę nie wie, że zrobił coś złego. Więc jeśli chcemy z dzieckiem
porozmawiać i wytłumaczyć mu, że zachowało się źle, to zróbmy to zaraz
po incydencie. I przede wszystkim - zniżmy się do poziomu dziecka, ale
nie mentalnego. W dobrych relacjach z dzieckiem ważny jest kontakt
wzrokowy, więc jeśli chcemy, aby dziecko czuło się przez nas akceptowane
i szanowane, rozmawiając z nim, zawsze starajmy się konwersować twarzą w
twarz.
Kolejną ważną kwestią jest patrzenie na potrzeby dziecka przez pryzmat
potrzeb osoby dorosłej. Organizm małego człowieczka inaczej reaguje na
warunki środowiska niż osób starszych. Opiekując się niemowlakami musimy
zdać się na intuicję, ale zajmując się starszymi dziećmi pytajmy je, o
różne rzeczy. Może wydawać się to niedorzeczne, ale tak wielu rodziców
nie pyta dzieci, o tak ważne sprawy, jak przykładowo o to, na co mają
ochotę, co chcą zjeść. Oczywiście często dziecko odpowie, że
"czekoladkę", ale preferencje smakowe kształtują się od urodzenia. Więc
jeśli maluch grymasi przy jedzeniu, to być może on po prostu nie lubi
danej potrawy. I niestety trzeba się z tym pogodzić. Tak samo
zapominamy, że to młode ciałko jest bardzo wrażliwe, zarówno na hałas,
dźwięki jak i na bodźce wzrokowe. To, że coś dla dorosłego jest
dźwiękiem optymalnym, wcale nie musi oznaczać, że dla dziecka też.
Zawsze dopytujmy, czy pociecha czuje się dobrze, i czy przypadkiem coś
jej nie przeszkadza. I nie idźmy też w drugą stronę, nie przesadzajmy. W
końcu dziecko nie jest też jajkiem, na które trzeba chuchać i dmuchać.
Pozwólmy mu "kosztować, smakować życia". Dosłownie. Tak naprawdę dzięki
poznawaniu świata różnymi zmysłami dziecko rozwija się i uodparnia.
I nie zapominajmy, że dziecko to dziecko. Nie musi wyglądać jak
mini-model z wybiegu. Może się ubrudzić, w końcu to jeden z wyznaczników
dzieciństwa ;).
W całym tym szaleństwie związanym z wychowaniem, modami na kształtowanie
dziecięcych głów, nie zapominajmy, aby zachować równowagę i zdrowy
rozsądek. Kroki, jakie poczynimy w tym procesie będą ostatecznością.
Odwrotu nie będzie, ani drugiej szansy. To od świadomych wyborów
rodziców zależy, na jakiego człowieka wyrośnie ich pociecha.
Pamiętajmy, czas pokaże, jakimi byliśmy rodzicami.
Zdjęcie Grafika: Grafika Google
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz