Jako studenta miałam okazję uczestniczyć w wielu interesujących zajęciach. W zeszłym roku uczyłam się przydatnej, jak sądzę, umiejętności pisania przemówień. Z racji swojego kierunku studiów, chciałabym przedstawić owoc mojej półrocznej przygody z tą formą wypowiedzi. Będzie społecznie, ale też i profilaktycznie.
Na zdrowie!
Tymi słowami pragnę rozpocząć moje przemówienie, żywiąc
nadzieję, że nie odbije się ono Państwu czkawką.
Jestem, tak jak i Państwo, obywatelem Polski. Jestem Polką i
jako jednostka stoję dzisiaj przed Państwem. Powołując się zarówno na
współczesne życie kulturowe, a także i najwybitniejszych mieszkańców
tego kraju, stwierdzenie to powinno być dla nas, Polaków, klarowne i zrozumiałe
niczym „dzień dobry”.
Sto trzydzieści trzy lata temu, znakomity pisarz, zdobywca
Nagrody Nobla, Henryk Sienkiewicz, rozpoczął pisanie pierwszej części trylogii,
„Ogniem i mieczem”. O powieści tej wspominam nie przypadkiem, ale w tak
konkretnym celu, z jakim zamierzeniem w sobotnie wieczory spotykają się młodzi
chłopcy pod sklepem. Chodzi przecież o rozrywkę, dobrą zabawę, a to z pewnością
gwarantuje nam lektura przepełniona akcją, a popełniona przez naszego rodaka.
Skądinąd nie mam zupełnie jakiegokolwiek pojęcia, czemuż można by pomyśleć, że chodziło
mi o pijacką noc?
W tym sienkiewiczowskim dziele rozrywki jest pod dostatkiem.
Ale też historii i bohaterskich czynów naszych rodaków. A to, my Polacy, bardzo
lubimy. Proszę zatem przenieść się w czasie. Bądźmy niczym nakreśleni ręką
pisarza, częścią powieści. Ulokujmy siebie między stepami. Ulokujmy siebie
między bitwami. Ulokujmy siebie między bohaterami książki, w swych myślach
przywołując obraz Zagłoby. Szlachcica wesołego, niedostatecznie szczupłego, o
którego domniemanych czynach, którymi sam się sławił, można by napisać tomik
poezji. Zagłoba wzbudza w nas sympatię. A nawet jeśli nie dane nam było
przeczytać „Ogniem i mieczem” czy pozostałych części trylogii, ani nawet
obejrzeć filmu, to każdy z nas o szlachcicu słyszał. Tak, Drodzy Państwo, jest
nam to człowiek znany. Znany nie tylko z literatury czy nauki w szkole,
ale przede wszystkim z autopsji. Bo któż z nas Zagłoby nie zna? Proszę mi
wierzyć, że każdy kiedyś spotkał takiego Zagłobę na swej drodze. Bo czy nie
zdarzyło się nam spotkać wesołego pana w średnim wieku, lubiącego się w
tradycyjnej kuchni i mocnych trunkach? Czy nie zdarzyło nam się spotkać pana z
sąsiedztwa, który sławi się w opowieściach o swych przygodach, a których nikt
nie był świadkiem? Należałoby zatem, Szanowni Państwo, zastanowić się, co
sprawia, iż człowiek ten wzbudza w nas sympatię czy poczucie więzi. Czy nie
dlatego, iż widok chełpiącego się pijaństwem mężczyzny jest nam powszechnie znany?
Tak. Lubimy Zagłobę, gdyż odzwierciedla on Polaka. Sienkiewicz
ulokował w nim wszystkie cechy, powiedzieć by można, typowego Polaka.
Człowieka, który od wieków jest taki sam.
Stereotyp człowieka, który wciąż bardzo dobrze radzi sobie nie tylko na
arenie krajowej, ale też i tej międzynarodowej.
Tak. Lubimy się napić, bo tak nas wychowano. Bo wpaja się
nam, że wysokoprocentowe trunki i mocna głowa to jeden z przymiotów polskości.
Coś, z czego należy być dumnym.
Tak. Lubimy alkohol, bo jako słowiański kraj czujemy dzięki
niemu bliskość z innymi słowiańskimi ludami. Wyzwala on w nas pokłady sympatii
i uwalnia morze endorfin w kontaktach zagranicznych.
Tak. Lubimy coś mocniejszego, bo trunki nas osaczają. Zewsząd
zalewają nas reklamy przedstawiające przyjemność picia. Wpajają nam, że dzięki
alkoholowi niczym ambrozji, zyskamy super moce.
Tak. Lubimy afery procentowe. Każda publiczna osoba
przyłapana na rozmowach po napojach wyskokowych staje się medialną uciechą. I
chociaż gorszymi się widząc takie zachowanie, to z biegiem czasu zamiast
oburzenia, uśmiechamy się na wspomnienie o nim.
Tak. Lubimy pić, bo takie mamy obyczaje. Bo nie wyobrażamy
sobie imprez rodzinnych bez kieliszka, majówki bez piwa czy nieszampańskiego
sylwestra. Bo głupio jest odmówić, gdy cały świat pyta: „ze mną się nie
napijesz”?
A ja pytam Was, Szanowni Państwo: ilu z Was się z tym zgadza?
Ilu z Was nie potrafi odmówić picia, chociaż nie ma wtedy ochoty na alkohol?
Jak wielu z Was zapomina, jak wielkie zagrożenie płynie z pijaństwa?
Alkohol ma nad naszym społeczeństwem władzę. Alkohol jest
okupantem, który niepostrzeżenie zakrada się do naszych domów. Zakrada się do
naszych rodzin, zakrada się do naszych umysłów. Staje się dyktatorem, który
chce, abyśmy żyli według jego zasad. Alkohol, jak dobry polityk, ma znakomity
program wyborczy. Obiecuje szczęście, odwagę i dobre samopoczucie. Wielu
ludzi o ideach na pozór zacnych poznał już świat w swej długiej historii. Wciąż
opornie odkrywa koncepcję wszechobecnych trunków. Żołnierze w mundurach z
„akcyzą” na ramieniu niczym wojskowe patrole ubiegłych dekad obserwują nasze
społeczeństwo. Spotkać ich można na każdym rogu, spotkać ich można zarówno w dzień,
jak i wieczorową porą. Żołnierze ci przeoblekają się w różne oddziały sił
zbrojnych. Kamuflują się w butelkach, puszkach a nawet słodyczach. Nie zdajemy
sobie sprawy, Obywatele, z jakim wrogiem przyszło nam walczyć. A walka trwa już
od pokoleń. Poradziliśmy sobie ze Szwedami, hitlerowcami czy stalinizmem. Nie
potrafimy walczyć z alkoholem. Jesteśmy zaślepieni, nie potrafiąc patrzeć
na rzeczywistość własnymi oczami. Patrzymy na świat przez pryzmat wypełnionego
po brzegi wódką kieliszka. Tylko nieliczni z nas stoją w opozycji do
okupanta. Tylko nieliczni z nas dostrzegają zagrożenie, jakie płynie z niehumanitarnej
polityki zaborcy. Pora otworzyć oczy! Pora otworzyć umysły i wybudzić się
z amoku! Obywatele, Szanowni Państwo, pora wytrzeźwieć!
Spójrzmy na podwórkowego Zagłobę jeszcze raz. Możemy pośmiać
się z takiego człowieka, który rozbawia nas idąc i zataczając się na każdym
kroku. Możemy wysłuchać opowieści jego życia, co do prezentacji których jest
śmielszy, będąc „pod wpływem”. Możemy nawet, egoistycznie, czuć satysfakcję, że
jesteśmy od niego lepsi, bo linia naszego życia nie jest tak pochyła jak jego.
Ale czy na pewno? Czy aby na pewno lepiej żyjemy? Czy zawsze reagujemy, gdy te
alkoholowe oddziały atakują naszych rodaków?
Szanowni Państwo, nauczeni doświadczeniem musimy wiedzieć, że
aby przezwyciężyć wroga, musimy się zjednoczyć. Alkoholika, omotanego nałogiem
nie możemy zostawić samego sobie, a Polska przecież od stuleci skażona jest przez
wroga tą chorobą. Wspieramy tych, którzy walczą z nowotworami, dodając im
otuchy w chwilach zwątpienia. Pocieszamy tych, którzy zmagają się z
konsekwencjami wszelakich wypadków. Angażujemy się społecznie i charytatywnie,
wznosząc na wyżyny swe samopoczucie, odpychając od siebie tych, którzy popadli
w niewolę. Nie chcemy zniewolonego społeczeństwa, zainfekowanego alkoholową
dżumą, a jednocześnie niczym Piłat, umywamy ręce udając, że problem ten nas nie
dotyczy.
A jednak każdy, kto sięga po wysokoprocentowe trunki znajduje
się pod ostrzałem okupanta. Dysponuje on bronią tak precyzyjną, że często nie
jesteśmy w stanie zorientować się, że użyto jej przeciwko nam. Alkoholik
nie od razu staje się alkoholikiem, chociaż granicę tę, bardzo często trudno
jest zaobserwować. Alkoholik nie przyzna się, że jest alkoholikiem. Nałóg
będzie wysysał z niego życie, pozbawi go najmniejszego poczucia
człowieczeństwa, doprowadzi do skrajnej rozpaczy, ale nie szepnie mu do ucha,
że wszystkie egzystencjalne bolączki zawdzięcza alkoholowi. Alkoholik powie, że
to nie alkohol jest jego problemem. Dyktator wytresuje go, wmawiając mu, że
źródłem jego niepowodzeń jest rodzina, współmałżonek czy praca. Nałogowiec nie
będzie wiedział jak bardzo okupant steruje jego życiem, wywołując frustracje
tak wielką, że będzie zmuszony pić, aby zapomnieć o tym, że nie kontroluje
już swojego życia. A my, Szanowni Państwo, musimy stać na straży i ciągnąć
ku górze właśnie tych, którzy niepostrzeżenie spadają w dół, próbując zabrać
nas tam ze sobą.
W pierwszej kolejności, alkohol zabiera nam naszą wolną wolę.
Nie ogranicza się on ani do wieku, ani do płci. Przerażające jest to, że aż
ponad ¼ młodego społeczeństwa, która prawnie nie może nabyć butelek z etanolem
w środku, już poznała smak naszego wroga. Inne dzieci, nawet nie dostały
szansy, aby o wolną wolę zabiegać. Co trzecia Polka będąc w ciąży, częstuje
swoje nienarodzone dziecko trunkami, narażając je na fizyczne znamiona tego
czynu. Ponad 80% naszych rodaków pije, z czego w przeważającym stopniu robią to
mężczyźni. Najczęściej pijemy w zaciszu domowego ogniska, które to alkohol
zagasza, zaciskając w gniewie pięści domownikom. Dzieje się tak, bo aż ponad
połowa wszystkich przestępstw związanych z przemocą domową dzieje się pod
wpływem tego wysysającego ludzkość napoju.
Gdzie, Drodzy Państwo, w obliczu zagrożenia szukać ratunku?
Kiedy powinniśmy zaniepokoić się piciem własnym lub naszych bliskich? Po czym
poznać, że zawieramy pakt z diabłem?
Najważniejszy jest zdrowy rozsądek. Pamiętajmy, że z
okupantem możemy negocjować. Zdrowy rozsądek i oczy dookoła głowy sprawią, że
uodpornimy się na działanie nieprzyjaciela. Każde podejrzane kroki wojsk
alkoholowych musimy traktować jako sygnał ostrzegawczy. Po drugie odwaga. Niech
śmiałość zabawy piórem nad historią naszego życia nie uczyni z niej dramatu, a
opowieść przygodową. Wykażmy się męstwem w obliczu spotkań z napitkiem w
monopolowym, czy zakrapianą biesiadą. Po trzecie, nie ignorujmy żadnych
sygnałów, jakimi obdarza nas otoczenie. Nie pozwólmy, aby wróg opanował nas czy
kogoś z naszych bliskich. Jeśli negocjacje są niemożliwe, zakończmy z nim
definitywnie współpracę. Wystawiając się na próbę, prędzej czy później skazimy
swe serce, kończąc jak literacki Zagłoba, który powiadał: „zawszem mówił, że gorzałka
jeno tęgiej głowie służy”. Tylko jak, Szanowni Państwo, poznać, który z nas
tęgą głowę ma?
Zdjęcie Grafika: Grafika Google
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz