wtorek, 9 października 2018

Persona non grata, czyli obejrzałam "Kler"

Ostatnimi czasy wszelkie wzmianki dotyczące Kościoła katolickiego zatytułowałabym: "Kościół w ogniu", bo niestety w kotle pomyj, ale i też stanowiska obrony po prostu i zwyczajnie - wrze. I tak się zastanawiam, na ile Wojciech Smarzowski, reżyser filmu, dodał oliwy do tego ognia?
 



Tak to bywa - jest o czymś głośno, więc każdy chce przekonać się na własnej skórze, o co media i społeczeństwo robią hałas. Nie inaczej było i tym razem, dlatego skuszona skandalizującym zwiastunem filmu, postanowiłam obejrzeć ten - no właśnie, antykościelny czy może jednak prokościelny film. Nie lubię wyrabiać sobie opinii sugerując się zdaniem innych, dlatego przed seansem (i napisaniem tego tekstu) nie zapoznałam się z żadną opinią, recenzją, a nawet zatykałam "buzię" bliskim mi osobom, które obejrzały to kontrowersyjne dzieło kinematografii przede mną. Chciałam być z tym tylko ja i wizja reżysera na sali kinowej po brzegi wypełnionej innymi kinomaniakami.

Wiedziałam, że obsada będzie genialna. Smarzowski ma intuicję do wyboru dobrych aktorów, więc kompletnie nie zawiodłam się pod tym względem. I podobnie jak inny reżyser znany z filmów z psem w tytule, Wojciech Smarzowski również, jak zauważyłam, ceni sobie wspołpracę z określonymi osobami. W filmie pojawia się epizodycznie Bartłomiej Topa, który z reżyserem pracował już przy "Weselu", a także grający w "Pod mocnym aniołem", Robert Więckiewicz. Jedną z głównych ról, i to po raz drugi w roli księdza, wciela się Arkadiusz Jakubik. Rok temu głośno było o jego roli w krótkometrażowym  filmie "Ksiądz", który - jak czas pokazał, był prawdopodobnie prototypem "Kleru". Mogę jeszcze dodać, że wszyscy odtwórcy głównych ról mnie zachwycili i wypadli w moich oczach bardzo dobrze, jak na wybitnych artystów przystało. A sam reżyser po raz kolejny opowiedział historię w charakterystyczny dla siebie sposób.

Jedyne co słyszałam przed seansem to: "ten film to mocne kino!". W gruncie rzeczy, wcale tak nie uważam. Przygotowana byłam na ogromne zaskoczenie, a niestety trochę się zawiodłam. Kompletnie nie rozumiem obejmowanego stanowiska, jako, że film ten "otwiera oczy" - takie hasło zasłyszałam z wielu źródeł, nawet jeśli nie chciałam słuchać, chcąc neutralne podejść do odbioru produkcji. Może i faktycznie, pewne osoby zostały w pewnych kwestiach uświadomione - lub próbują uświadomić innych co do antychrześcijańskich zachowań wśród duchownych. Mnie osobiście nie zszokowało nic, może dlatego, że mam świadomość, iż takowe zjawiska mają miejsce. I mam wrażenie, że każdy, kto chociaż trochę przyjmuje, że może istnieć stanowisko sprzeczne z jego własnymi poglądami - a inaczej mówiąc - jest inteligentny, będzie uważał podobnie jak ja. Taki po prostu jest świat. Zło istnieje, nawet w kręgach kościelnych.

Duchowieństwo, niestety, od wieków ma problemy z egzystencją według Dekalogu. Jednakże nieprzyzwoite życie tak bardzo razi nas wśród duchownych, ponieważ jest to krąg ludzi, wobec których społecznie mamy inne wymagania moralne. Gdyby pedofilii dopuściła się osoba z innej grupy społecznej, mimo takiej samej szkodliwości czynu, społecznie byłaby mniej piętnowana. Jeśli polityk oszukuje, a jego poczynania ujrzą światło dzienne to jest nam łatwiej to "przyjąć", ponieważ stereotypowo stwierdzamy: "To polityk. Po nim można się było tego spodziewać". Zatem grzechy kleru bardziej nas rażą, ale w zasadzie jest to słuszne podejście. Kto ma nam dawać przykład, jak nie księża, zakonnicy i zakonnice?

Inną kwestią jest to, że duchowni to też ludzie. Film doskonale to obrazuje. Przedstawia tragedię człowieka. Zło bierze się z doznanych krzywd i jest odpowiedzią na przeżytą traumę. Reżyser w ekranizacji posłużył się duchowieństwem, ale równie dobrze bohaterami przedstawionej historii mogła zostać każda inna grupa społeczna. I tutaj pojawiają się moje pytania - czy zamieszanie, jakie pojawiło się wraz z ukazaniem filmu, osiągnęłoby tak gigantyczną skalę, gdyby bohaterami filmu zostali np. lekarze? Czy reżyser filmu nie wykorzystał obecnej walki między zwolennikami a przeciwnikami Kościoła tylko po to, aby jeszcze bardziej oddzielić grubą kreską zaistniały rozłam? Jedno jest pewne - w filmie możemy wyłapać w inteligentny i niezwykle przemyślany sposób atak na Kościół, który przejawia się w trafnym posługiwaniu się fragmentami Pisma Świętego, gdzie szpilki wbijane są tak, aby bolało jeszcze bardziej. Z drugiej strony można wyciągnąć zupełnie odwrotne wnioski - że nie taki ten kler zły, jak go malują. 

W każdym razie, pomimo mojego stanowiska, które jest bardzo prokościelne, film ten przyjęłam ze spokojem. Po prostu wiem, że w Kościele dzieją się różne rzeczy. Wiem, że wśród duchownych zdarzają się osoby, które noszą habit lub zakładają koloratkę, chociaż ubiór ten niewiele ma wspólnego z życiem, jakie faktycznie prowadzą. Na swojej drodze spotkałam wiele osób duchownych. Mam dobrą intuicję, która rzadko mnie zawodzi. Każdemu księdzu, zakonnikowi i spotkanej przeze mnie zakonnicy - zwyczajnie, po ludzku, dobrze z oczu patrzyło. Poznałam księży z różnymi cechami, mającymi wady jak każdy człowiek. Mimo różnorodności, wszystkich tych ludzi łączyło jedno - chęć bycia dobrym człowiekiem. I tak, myślę, że to kler z powołania, Bożego powołania. Jeden film nie zmieni na pewno mojego stosunku wobec duchowieństwa. Uważam, że - ponownie powołując się na słowa artysty: "duchownych dobrej woli jest więcej". Amen.


Zdjęcie Grafika: Grafika Google

2 komentarze:

  1. "Gdyby pedofilii dopuściła się osoba z innej grupy społecznej, mimo takiej samej szkodliwości czynu, społecznie byłaby mniej piętnowana." - to stwierdzenie jest zupełnie od czapy. Można choćby przytoczyć historię M.Trynkiewicza, który miał wyjść na wolność. A co do lekarzy, to powstał już film "Botoks".

    OdpowiedzUsuń
  2. "Botoks" - owszem, podałam lekarzy tylko jako przykład mając na uwadze, że ów grupa już jest bohaterem filmu. A co do pierwszej uwagi - słuszna, chociaż może nie rozwinęłam swej myśli na tyle dokładnie, żeby można jasno zrozumieć o co mi chodzi. Oczywiście historię Trynkiewicza znam. W podanym zdaniu chciałam odnieść się jednak do ogólnych osądów społecznych. I tak uważam, że mimo, iż pedofilia jest czynem przeokropnym, to jednak jeszcze bardziej okropnie odnosimy się do niej, gdy czynów pedofilskich dopuszczają się duchowni. Mam nadzieję, że teraz jest to bardziej zrozumiałe. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń