niedziela, 4 listopada 2018

Do jasnej godności ciasnej


Chyba muszę przyzwyczajać Was, Drodzy Czytelnicy, do tkliwych pociągowych historii. O ile większość moich podróży odbywa się spokojnie i bez większych przygód, tak ostatnio mym oczom znów ukazał się dający do myślenia obrazek. I to niestety smutny, bezwzględny dramat. Czyj? 


Podróże bywają małe i duże. Krótkie i długie, nudne lub ciekawe. Dla niektórych podróż to fascynująca przygoda, dla innych dreszczowiec. Są takie wojaże, które wspomina się z uśmiechem na ustach i takie, o których nie chce pamiętać się wcale. Mogą również być takie wyprawy, które łączą w sobie wszystkie te przeciwności. Mój ostatni przejazd pociągiem właśnie tak wyglądał. Jednak zanim o nim, zatrzymam się (niczym pociąg na stacji) przy godności. Bo to ważny punkt w podróży jakim jest życie i w mojej opowieści.

Encyklopedia PWN definiuje godność jako nieusuwalną niestopniowalną, zasługującą na szacunek własny i innych ludzi wartość człowieczeństwa, przysługującego każdemu człowiekowi bez wyjątku. Z kolei z tego definicyjnego wyznacznika słowa można by zastanowić się nad tym, czy jest zarówno wartość, jak i człowieczeństwo. I tak ponownie powołując się na encyklopedię, rzeczownik pierwszy oznacza, upraszczając, wszystko to co cenne. Człowieczeństwo natomiast odnosi się do cech wspólnych wszystkim ludziom – etyka wyznacza w aspekcie człowieczeństwa cechy wartości i godności (które notabene właśnie zostały wyjaśnione). Z terminu tego wypływa nakaz, wobec którego, powołując się na słowa Kanta – człowiek ma być traktowany jako cel działania, a nie jako środek do osiągnięcia celu. Mówiąc prościej – mamy nie traktować innych i siebie przedmiotowo.

Wybierając środek lokomocji kierujemy się wygodą, ceną, możliwościami i wszystkimi innymi wyznacznikami wobec tego, aby uczynić podróż jak najbardziej komfortową. Wspomniana przeze mnie ostatnia podróż nie należała niestety do tych uznawanych za relaksujące. Ogromny ścisk ludzi, duszno - ale dało się przeżyć. Pokonywanie drogi w takich warunkach ma czasem i plusy, w tym przypadku atutem ścisku były rozmowy, jakie udało mi się nawiązać z innymi podróżującymi. Pogawędki umilały czas, gdy nagle wśród współpasażerów rozległ się głos – buntu, sprzeciwu i żalu.

Nieświadoma tego, co nas czeka czytałam akurat jakiś artykuł w telefonie. Nagle usłyszałam zachrypły męski głos, bardzo donośny. Mężczyzna krzyczał, że: takie warunki są okropne i, że za komuny podróżowało się lepiej. No cóż, przejazdy w okolicach świąt zawsze są problematyczne. Standardowa liczba pociągów, za to kilkukrotnie większa liczba pasażerów przemyka się między stacjami, co w efekcie znacznie utrudnia przejazd. Otoczona ludźmi z każdej prawie strony rozumiałam rozżalenie owego pana, który ostentacyjnie próbował zakomunikować swoje stanowisko.

Jak okazało się później, wspomniane stanowisko określił nie tylko słownie, ale zrobił to również fizycznie. Najpierw poczułam zapach, który niezaprzeczalnie wszyscy kojarzymy z bezdomnością. A już po chwili ogromny, napierający na mnie ścisk ludzi. Rozgoryczony pan postanowił znaleźć sobie dogodne miejsce w pociągu. Wybrał podłogę w przedziale, kładąc się na niej, nie zwracając uwagi na innych ludzi. Pomyślicie pewnie, że właśnie takim zachowaniem uwłaczał on godności mojej i innych podróżujących. I w sumie tak właśnie było. Nie mogłam się ruszyć, czułam się jak sardynka w puszce. Zaczęły się żale, skargi i przeklinania owego pana, który miał, jak się zdaje – wszystkich nas w nosie, bo kładąc reklamówkę pod głowę, poszedł spać. Było duszno, a jednej dziewczynie zrobiło się od zapachu niedobrze. W końcu zbliżaliśmy się do następnej stacji, ktoś zawiadomił konduktora…

Śpiący podróżnik został obudzony i wylegitomowy. Miał ważny bilet na ten właśnie przejazd. Mimo to, został poproszony o opuszczenie pociągu, a jako odpowiedź na jego pytanie: dlaczego? - usłyszał: bo śmierdzisz pan! Początkowa irytacja z mojej strony przerodziła się w ogromny smutek. Szkoda zrobiło mi się tego bezdomnego, mimo, że jego obecność w przedziale źle wpływała na komfort podróży. Nawet chciałam zaprotestować, żeby nie wyrzucano go z pociągu, ale przyznam szczerze – byłam zapewne w mniejszości, słysząc pochwalne komentarze pod adresem konduktora dobiegające moich uszu z różnych stron. Wystraszyłam się, że zostanę zlinczowana przez współpasażerów, a i konduktor wyglądał na bezkompromisową osobę. Odjechaliśmy, ale było jakoś tak dziwnie…

Zaczęłam zastanawiać się nad tym, jak bardzo my ludzie źle traktujemy innych. Czy brak higieny ma być wyznacznikiem tego, aby umniejszać czyjeś człowieczeństwo? Uczciwy bezdomny został pozbawiony godności tylko dlatego, że miał bilet, ale nie miał wyglądu spełniającego jakieś tam kryteria. Zapach zapachem, po chwili i tak przyzwyczailibyśmy się do niego. Może sam zachował się niegodnie, ale to co wydarzyło się w chwili opuszczania przez niego pociągu było czymś znacznie gorszym. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Może długo odkładał pieniądze, żeby móc pojechać na groby bliskich? Czy udało mu się złapać inny pociąg? I dlaczego my ludzie jesteśmy tak bezduszni? Antoine de Saint Exupéry powiedział kiedyś: Nie mam prawa robić ani mówić czegokolwiek, co pomniejsza człowieka w jego własnych oczach. Liczy się nie to, co ja myślę o nim, lecz to, co on myśli o sobie samym. Uwłaczanie godności człowieka jest przestępstwem. Mam do siebie żal, że nie zareagowałam. Wszak właśnie to się wydarzyło – w chwili, gdy ów mężczyzna opuszczał pociąg pomniejszyliśmy jego godność, która z racji jego sytuacji, pewnie i tak jest już pomniejszona. Niegodne człowieka zachowanie, okradać innych z ich godności. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz