Chyba muszę przyzwyczajać Was,
Drodzy Czytelnicy, do tkliwych pociągowych historii. O ile większość moich
podróży odbywa się spokojnie i bez większych przygód, tak ostatnio mym oczom
znów ukazał się dający do myślenia obrazek. I to niestety smutny, bezwzględny
dramat. Czyj?
Podróże bywają małe i duże.
Krótkie i długie, nudne lub ciekawe. Dla niektórych podróż to fascynująca
przygoda, dla innych dreszczowiec. Są takie wojaże, które wspomina się z
uśmiechem na ustach i takie, o których nie chce pamiętać się wcale. Mogą
również być takie wyprawy, które łączą w sobie wszystkie te przeciwności. Mój
ostatni przejazd pociągiem właśnie tak wyglądał. Jednak zanim o nim, zatrzymam
się (niczym pociąg na stacji) przy godności. Bo to ważny punkt w podróży jakim
jest życie i w mojej opowieści.
Encyklopedia PWN definiuje
godność jako nieusuwalną niestopniowalną, zasługującą na szacunek własny i
innych ludzi wartość człowieczeństwa, przysługującego każdemu człowiekowi bez
wyjątku. Z kolei z tego definicyjnego wyznacznika słowa można by zastanowić się
nad tym, czy jest zarówno wartość, jak i człowieczeństwo. I tak ponownie
powołując się na encyklopedię, rzeczownik pierwszy oznacza, upraszczając,
wszystko to co cenne. Człowieczeństwo natomiast odnosi się do cech wspólnych
wszystkim ludziom – etyka wyznacza w aspekcie człowieczeństwa cechy wartości i
godności (które notabene właśnie zostały wyjaśnione). Z terminu tego wypływa
nakaz, wobec którego, powołując się na słowa Kanta – człowiek ma być traktowany
jako cel działania, a nie jako środek do osiągnięcia celu. Mówiąc prościej –
mamy nie traktować innych i siebie przedmiotowo.
Wybierając środek lokomocji
kierujemy się wygodą, ceną, możliwościami i wszystkimi innymi wyznacznikami wobec
tego, aby uczynić podróż jak najbardziej komfortową. Wspomniana przeze mnie ostatnia
podróż nie należała niestety do tych uznawanych za relaksujące. Ogromny ścisk
ludzi, duszno - ale dało się przeżyć. Pokonywanie drogi w takich warunkach ma
czasem i plusy, w tym przypadku atutem ścisku były rozmowy, jakie udało mi się
nawiązać z innymi podróżującymi. Pogawędki umilały czas, gdy nagle wśród
współpasażerów rozległ się głos – buntu, sprzeciwu i żalu.
Nieświadoma tego, co nas czeka
czytałam akurat jakiś artykuł w telefonie. Nagle usłyszałam zachrypły męski
głos, bardzo donośny. Mężczyzna krzyczał, że: takie warunki są okropne i, że za
komuny podróżowało się lepiej. No cóż, przejazdy w okolicach świąt zawsze są
problematyczne. Standardowa liczba pociągów, za to kilkukrotnie większa liczba
pasażerów przemyka się między stacjami, co w efekcie znacznie utrudnia przejazd.
Otoczona ludźmi z każdej prawie strony rozumiałam rozżalenie owego pana, który ostentacyjnie
próbował zakomunikować swoje stanowisko.
Jak okazało się później,
wspomniane stanowisko określił nie tylko słownie, ale zrobił to również
fizycznie. Najpierw poczułam zapach, który niezaprzeczalnie wszyscy kojarzymy z
bezdomnością. A już po chwili ogromny, napierający na mnie ścisk ludzi.
Rozgoryczony pan postanowił znaleźć sobie dogodne miejsce w pociągu. Wybrał
podłogę w przedziale, kładąc się na niej, nie zwracając uwagi na innych ludzi.
Pomyślicie pewnie, że właśnie takim zachowaniem uwłaczał on godności mojej i
innych podróżujących. I w sumie tak właśnie było. Nie mogłam się ruszyć, czułam
się jak sardynka w puszce. Zaczęły się żale, skargi i przeklinania owego pana,
który miał, jak się zdaje – wszystkich nas w nosie, bo kładąc reklamówkę pod
głowę, poszedł spać. Było duszno, a jednej dziewczynie zrobiło się od zapachu
niedobrze. W końcu zbliżaliśmy się do następnej stacji, ktoś zawiadomił
konduktora…
Śpiący podróżnik został obudzony
i wylegitomowy. Miał ważny bilet na ten właśnie przejazd. Mimo to, został
poproszony o opuszczenie pociągu, a jako odpowiedź na jego pytanie: dlaczego? -
usłyszał: bo śmierdzisz pan! Początkowa irytacja z mojej strony przerodziła się
w ogromny smutek. Szkoda zrobiło mi się tego bezdomnego, mimo, że jego obecność
w przedziale źle wpływała na komfort podróży. Nawet chciałam zaprotestować,
żeby nie wyrzucano go z pociągu, ale przyznam szczerze – byłam zapewne w
mniejszości, słysząc pochwalne komentarze pod adresem konduktora dobiegające
moich uszu z różnych stron. Wystraszyłam się, że zostanę zlinczowana przez
współpasażerów, a i konduktor wyglądał na bezkompromisową osobę. Odjechaliśmy,
ale było jakoś tak dziwnie…
Zaczęłam zastanawiać się nad tym,
jak bardzo my ludzie źle traktujemy innych. Czy brak higieny ma być
wyznacznikiem tego, aby umniejszać czyjeś człowieczeństwo? Uczciwy bezdomny
został pozbawiony godności tylko dlatego, że miał bilet, ale nie miał wyglądu
spełniającego jakieś tam kryteria. Zapach zapachem, po chwili i tak przyzwyczailibyśmy
się do niego. Może sam zachował się niegodnie, ale to co wydarzyło się w chwili
opuszczania przez niego pociągu było czymś znacznie gorszym. Nie mogłam
przestać o tym myśleć. Może długo odkładał pieniądze, żeby móc pojechać na
groby bliskich? Czy udało mu się złapać inny pociąg? I dlaczego my ludzie
jesteśmy tak bezduszni? Antoine de Saint Exupéry powiedział kiedyś: Nie mam
prawa robić ani mówić czegokolwiek, co pomniejsza człowieka w jego własnych
oczach. Liczy się nie to, co ja myślę o nim, lecz to, co on myśli o sobie
samym. Uwłaczanie godności człowieka jest przestępstwem. Mam do siebie żal, że
nie zareagowałam. Wszak właśnie to się wydarzyło – w chwili, gdy ów mężczyzna
opuszczał pociąg pomniejszyliśmy jego godność, która z racji jego sytuacji, pewnie
i tak jest już pomniejszona. Niegodne człowieka zachowanie, okradać innych z
ich godności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz