środa, 4 września 2019

Attraversiamo... czyli: mogę (możemy) więcej

Skończyły się wakacje. Zawsze z żalem żegnam sierpniowe niebo, którym z dnia na dzień cieszę się krócej. Radość dnia ustępuję coraz to dłuższym wieczorom. Lubię wieczory i noce, więc jakoś jestem w stanie to przetrwać. Nie lubię jednak zmieniającej się pogody, więc smutek z powodu zbliżającej się jesieni wypełnia moje serce. 


Chciałabym pewne chwile zachować na dłużej. Sprawić, aby czas się dla nich zatrzymał. Chciałabym przede wszystkim zatrzymać w sobie pewne uczucia, rozniecić ogień, jaki towarzyszy pewnym emocjom. Chciałabym, żeby uczucia te wypełniły mnie całą, od stóp po czubek głowy i przetrwały jesienną szarugę, chłodne wieczory i depresyjną aurę.

Ostatnie dwa miesiące były dla mnie czasem odpoczynku, ale też i wytężonej pracy nad sobą. Szukałam, niczym Elisabeth Gilbert w Jedz, módl się, kochaj - swojej ścieżki. Zeszłam ze szlaku na początku czerwca i długo błądziłam, nim postanowiłam obrać nową drogę. Czułam się jak bohaterka książki - zupełnie obco we wszystkim tym, co mnie otaczało. Wiedziałam, że zmiany są mi potrzebne. Bałam się jednak kroku w tył, aby w przyszłości nie rozczarować samej siebie. Mimo lęku i strachu - porzuciłam wszystko, co wydawało mi się, że jest owocem mojej ciężkiej pracy i odwagi, i wróciłam tam, gdzie wszystko się zaczęło, czyli do domu

Elisabeth Gilbert w swojej autobiograficznej powieści o tytule wcześniej już wymienionym (Jedz, módl się, kochaj) przeżyła duchową odnowę poprzez trzy płaszczyzny, w trzech niezwykłych miejscach. Jadła w słonecznej Italii, modliła się w malowniczych Indiach i kochała na Indonezyjskiej wyspie Bali. Mnie, jak zauważyła moja mama, spotkało w te wakacje coś podobnego, z tym, że moją literą nie było I, a przepiękna do wymawiania w języku angielskim, litera W. Moje magiczne W to trzy miejsca, które mocno wywarły na mnie wpływ w przeciągu tych dwóch miesięcy. 

Jadłam - w nadmorskim Władysławowie. Cieszyłam podniebienie rybami pochodzących z Morza Bałtyckiego, których smak przypomniał mi o dzieciństwie i wakacjach spędzanych z moją rodziną w tym właśnie nadmorskim kurorcie. Wieczorami otulała mnie morska bryza, a za dnia Mewy koiły mnie od środka, kiedy wsłuchiwałam się w ich rozmowy. A, że jestem taką trochę nadmorską dziewczyną, to czułam się tam swobodnie, dzięki czemu mogłam się odprężyć i zrelaksować.

Modliłam się - we Włoszech. Spędziłam wspaniałe dwa tygodnie na modlitwie, zgłębianiu kultury włoskiej, poznawaniu nowych smaków i ludzi, którzy mocno mnie zainspirowali. Zwiedziłam miejsca o których skrycie marzyłam. Zostałam alpinistką, zdobywając kilka szczytów we włoskich Alpach. Zachwycałam się i wzruszałam tak często, że z pewnością musiałam katharsis przeżyć kilkukrotnie. Zrozumiałam, że życie może być fantastyczną przygodą, na którą nie jesteśmy w stanie się przygotować. Możemy wyobrażać je sobie, a ono i tak nas zaskoczy. Mnie zaskoczyło bardzo pozytywnie, onieśmieliło ukazując piękno serca drugiego człowieka i pokazało, że budowanie relacji i więzi z innymi to rzemiosło, ciężka praca, ale też i dzieło sztuki - niekończący się performance. Przekroczyłam granice, które dotychczas wydawały mi się moim wielkim ograniczeniem. I teraz wiem, że attraversiamo jest na wyciągnięcie ręki. 

Kochałam/kocham - w mojej Warszawie. To właśnie tam rozpoczęłam swoją duchową podróż, ale i tam chcę ją zakończyć. Kocham to miasto. Rozłąka tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że bardzo tęsknię za stolicą, mimo, że nie zawsze życie w niej bywa kolorowe.  

I to nie jest opowieść niezwykła. Nie jest to historia inna od tych, jakie przeżywacie i Wy. Każdy dzień naszego życia może być dobrym materiałem na historię ulokowaną na kartkach bestsellerowej powieści. Jedyne co musimy zrobić to dostrzec, że cieszyć możemy się ze wszystkiego. Każdy dzień jest cudem, z którego... możemy wycisnąć więcej niż nam się początkowo wydaje.






Zdjęcie Grafika: Grafika Google - kadr z filmu Jedz, módl się, kochaj
(na fotografii Julia Roberts w roli Elisabeth Gilbert)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz