wtorek, 27 lutego 2018

Żadnych granic

Pamiętacie eurowizyjną piosenkę Ich Troje z 2003 roku, Keine Grenzen? Czerwonowłosy lider zespołu śpiewał o tym, że wszyscy jesteśmy jednością i nie dzielą nas żadne mury. Nie wiem czy miał rację, wiem tylko, że my sami wobec siebie też nie mamy żadnych granic. Chociaż zapewne właśnie pomyśleliście, że się mylę.



Pewne sytuacje życiowe weryfikują to, co o sobie myślimy. Możemy żyć w przekonaniu, że wyrośliśmy na pacyfistów, ale kiedy tylko będziemy świadkami konfliktu zbrojnego, jako pierwsi złapiemy za broń. Możemy być przekonanym o posiadanej przez siebie odwadze, a w sytuacji zagrożenia schować się w tłumie, całkowicie tracąc grunt pod nogami.

Wszystko czego doświadczamy odgrywa ogromną rolę na całe nasze życie i jego dalszy przebieg. Każda nowa sytuacja wpływa na nas niczym ciepłe dłonie na formującą się z gliny rzeźbę. Raz po raz dłonie te naginają jakieś miejsce, aby z innego ulepić wypukłość. Dzień po dniu kształtuje się nasza sylwetka, intelekt, a my stajemy się odkrywcami tego, co ukryło się gdzieś w naszym DNA.

Naprawdę, jaka/i jesteś... nie wie nikt. Dosłownie. Ty też nie wiesz na co Cię stać. Kiedy o tym myślę, za każdym razem przypominam sobie o słynnym eksperymencie Milgrama. Badanie miało na celu sprawdzenie, na ile sobie pozwalamy. Nie będę opisywać jego przebiegu, jeśli chcecie pogłębić wiedzę w tym temacie, odsyłam do filmu Polimatów na ten temat <klik>. Wracając do tematu - pozwalamy sobie na znacznie więcej, niż moglibyśmy przypuszczać. Wielu z nas z pogardą patrzy na stosujących przemoc. Skąd pewność, że przy odpowiednich okolicznościach, sami nie stalibyśmy się oprawcami? Właśnie o tym mówi ów eksperyment. Odrobina przewagi nad innymi może sprawić, że ze spokojnych ludzi przeobrazimy się w zimnych zwyrodnialców. Z tego powodu wojny rządzą się niezwykle bestialskimi prawami, gdzie zamiast być dla człowieka człowiekiem - człowiek człowiekowi wilkiem. 

Jednak, żeby nie wywołać melancholii, granice te nie rozszerzają się tylko i wyłącznie w tę negatywną stronę. Nie mamy pojęcia jak wiele dobra możemy uczynić i do jak wielkich wyrzeczeń jesteśmy skłonni w imię miłości. Uczucia i emocje, które mają na nas ogromny wpływ, mogą być nośnikiem tak pięknych i szlachetnych czynów, że w efekcie mogą kiedyś zadziwić i nas samych. Tacy właśnie są anonimowi bohaterzy, których serce z jakiegoś powodu urosło o kilka rozmiarów.

Podsumowując, granice są i ich nie ma. Są, ponieważ wyznaczyliśmy zakres bezpiecznej strefy komfortu każdego człowieka. Jest to przestrzeń neutralna, pozbawiona skrajnych emocji. Nie jest ani zła, ani dobra. Możemy w takiej strefie tkwić latami, a może i całe życie. Jednakże wystarczy tylko jeden bodziec, a granica wystrzeli w prawo lub lewo, sprawiając, że tę strefę komfortu opuścimy. To rozchwianie może minąć, a my znów będziemy w bezpiecznej przestrzeni. Rozchwianie może też już zawsze nam towarzyszyć, mam nadzieję, że rozszerzając granice tylko w tym pozytywnym kierunku.

Jeśli po tym wpisie zastanawiasz się, Drogi Czytelniku, czy faktycznie nie ma żadnych granic, to powiem Ci jedną rzecz - ja też się nad tym często zastanawiam, ale, że stworzyłam ten wpis, musiałam wysunąć takie wnioski. Tak naprawdę odpowiedzi nie znam, chociaż wydaje mi się, że strefę komfortu opuściłam już dawno. Może za jakiś czas się dowiem. I Ty o sobie też.



 Zdjęcie Grafika: Grafika Google - kadr z filmu "Lśnienie"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz