środa, 15 sierpnia 2018

A gdyby tak nie dzielić na pół?

Upalna Warszawa w miniony piątek. Duszno. Parno. A ja stoję na jednym z peronów Dworca Centralnego i czekam na swój pociąg.


A ten, jak na złość nie nadjeżdża - jasny komunikat, opóźnienie. Swoim zwyczajem chwilę oczekiwania na transport przeznaczam na obserwację, a więc co i rusz spoglądam na innych pasażerów. Ktoś przyszedł ze swoim pupilem i całą swoją uwagę koncentruje na zwierzątku. Inna osoba zniecierpliwiona spogląda na zegarek, nerwowo pocierając dłonią o ramię, przeskakując z nogi na nogę. Ktoś jeszcze siedzi na dworcowej ławce i je, jak gdyby był to moment najlepszego relaksu. No i ja - stoję i patrzę.

Nagle moją uwagę skupia szmer dobiegający z toru naprzeciwko. Ten sam peron, więc mogłam dostrzec miejsce, skąd pochodził ten dziwny hałas. A tam, z pociągu jadącego do Szczecina wybiega zdenerwowany konduktor. Swój wzrok skoncentrowałam właśnie na nim. Inni podróżni również. Mężczyzna wyraźnie był z czegoś niezadowolony. Rozmawiał przez telefon, wymachiwał rękami i z troską spoglądał na ludzi w pociągu, którzy tak jak i on zaczęli się niecierpliwić. Jego rozmowa telefoniczna polegała na krótkiej wymianie komunikatów. Kiedy przestał telefonować, stanął na środku peronu i przeczesując dłonią włosy wyraźnie wypatrywał kogoś wzrokiem.

Cała sytuacja trwała kilka minut, a ja nie mogłam oderwać oczu od tego mężczyzny chociaż na chwilę. Zastanawiałam się, czym jest tak przejęty? Co musiało się wydarzyć, że pociąg nie odjechał zgodnie z planem? Widziałam w gestach, sposobie mówienia i patrzenia na ludzi profesjonalizm konduktora i autentyczną pasję do swojej pracy. 

Kiedy tak podziwiałam w myślach tego pana, nagle przy jego boku zjawił się inny mężczyzna dźwigający duży, metalowy przedmiot. Zaczęli rozmawiać, ale niestety nie byłam w stanie usłyszeć o czym. Przybyły zamontował urządzenie na drzwiach pociągu a już po chwili, z platformy - jak się okazało, zjechała kobieta na wózku inwalidzkim, a za nią wyszedł mężczyzna, kurczowo trzymając się jej wózka. Zrozumiałam, że konduktor oczekiwał na spóźnionego pracownika dworca.

Może nie byłoby w tej historii niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ów towarzysz niepełnosprawnej pani sam był niedołężny. Wspierał się, chwytając dłonią za wózek inwalidzki, ponieważ był niewidomy. Wzruszyłam się widząc tych dwoje. Nie mam pojęcia kim dla siebie byli, czy parą, przyjaciółmi? Piękne było to, że nie bali się pokonywać swoich słabości i mimo przeszkód byli razem. Druga osoba powinna być wsparciem, pomocą. U tych dwojga, fizycznie, ciężko o to było. Mężczyzna, który powinien prowadzić kobietę tak naprawdę sam był przez nią prowadzony. Ona sterowała wózkiem, ostrożnie drżącą ręką naciskając pilot. On trzymał się wózka i wymachując laską był przez nią prowadzony. Zmiękło mi serce... bo przecież lubimy narzekać. A tych dwoje pokonywało trudności z uśmiechem na twarzy. Nie dzielcie wszystkiego na pół. Cieszcie się z tego, czym obdarował Was los!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz