poniedziałek, 13 maja 2019

A co z nami?

Wczorajsza niedziela była dla mnie dniem pełnym zadawania sobie pytań i próby przekształcania pytajników w zdania twierdzące. I nie było to łatwe zadanie.


Niedziela jest dla mnie dniem odpoczynku. To dzień, który nieodłącznie kojarzę z uczestnictwem we Mszy św. Nie inaczej było tym razem. Podczas wczorajszej Liturgii ksiądz często przypominał, że kolejna już po Wielkiej Nocy niedziela, czwarta, poświęcona jest modlitwom o powołania do stanu duchownego. I może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kilka godzin później obejrzałam dokument Tylko nie mów nikomu, który ujawnia to, czego nikt, a szczególnie przedstawiciele Kościoła robić nie powinni.

Cóż.. nakręcony przez braci Sekielskich film bardzo dobrze pokazuje rzeczywistość, która wielu księżom z niewygody rozluźnia koloratki pod szyją. Dokument uderza z taką precyzją w źródła problemu, że porównać go można jedynie do wsadzenia kija w ul wściekłych os. Współczucie to pierwsze, co poczułam po emisji filmu. Potem pojawiła się refleksja: co się dzieje z osobami takimi jak ja? Katolikami, którzy chcą wierzyć w swój Kościół, a jednocześnie cierpią z jego powodu?

Tak - współczuję, z całego serca współczuję wszystkim skrzywdzonym osobom. Jakże okrutne jest to, że haniebnych czynów dopuściły się osoby, które powinny dawać przykład chrześcijańskiej miłości. Nie potrafię wyrazić swojego żalu i smutku, że tak wiele osób doświadcza przemocy od osób, które przyrzekały niegdyś, iż będą czynić w imię ukrzyżowanego Chrystusa. I moje sumienie gryzie mnie za te osoby, które reprezentują, a jednocześnie oczerniają Jezusa. Wstyd mi za to, że w moim Kościele, źródle mej wiary tak wiele działań niepodobnych jest do jej fundamentów. Wstyd mi, ponieważ wiem, że przez fałszywych proroków, my, Katolicy cierpimy. Od lat znoszę krytyczne uwagi wobec Kościoła. Znoszę ataki personalne. Znoszę wszystko to, co burzy moją ufność w czystość intencji niektórych przedstawicieli Kościoła. Chcę wierzyć, że uszczypliwość wobec Katolików jest tylko uszczypliwością i w głębi duszy pragnę, aby tak właśnie było. I od lat tylko to pragnienie i ta wiara sprawiają, że wciąż chcę na ten mój Kościół patrzeć optymistycznym okiem.

Z powodu szumu, jaki ów dokument wywołał znów na celowniku mych rozmyślań jest religia. I kierując się wiedzą oraz doświadczeniem obwiniam przedstawionych w filmie (a i tych winnych bezimiennych ) kapłanów o burzę w moim Kościele. Czuję, że my wszyscy ludzie wierzący stoimy teraz razem, ale jakby każdy osobno i próbujemy pokonać ten zimny wiatr, który okala nasze twarze i próbujemy ustrzec się przed tym deszczem, który moczy nam dłonie. I jesteśmy bezradni wobec praw natury, tak jak nie przegonimy tych chmur burzowych, które zebrały się nad Kościołem. I trwamy w tym, chociaż przemoczeni i zziębnięci odczuwamy dyskomfort. 

Obwiniam, może jeszcze bardziej tych księży, którzy wiedzieli/wiedzą... a milczą. Obwiniam tych, którzy zaparli się dostrzeżenia popełniania przez innych duchownych haniebnych czynów tak jak Piotr zaparł się Jezusa. To milczenie jest najgłośniejszym milczeniem, które kaleczy wszystko, czego dotknie. Milczenie to zadaje ból ofiarom, oprawcom - dając im przyzwolenie na pogłębianie własnych dysfunkcji. Milczenie to krzywdzi wiernych oraz tych duchownych, którzy z tą burzą nie mają nic wspólnego, i mimo swej czystości nie uchronią swej sutanny czy habitu przed tym deszczem. 

Deszcz to oczyszczenie. Wierzę w to, że ta burza właśnie obmyje mój Kościół z brudu. A potem, mam nadzieję, wzejdzie słońce. I my, Katolicy powrócimy do źródła.




Zdjęcie Grafika - Grafika Google: Hans Memling - Sąd Ostateczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz