środa, 1 listopada 2017

Frankenstein z rozumem

Dzisiaj obchodzimy święto Wszystkich Świętych, czyli osób, które odeszły już do wieczności. Świętujący dziś, swoim ziemskim życiem zaświadczyli o wyróżniającej ich wyjątkowości. Nie chciałabym w tym wpisie odnosić się do jakichś konkretnych osób, dlatego zainspiruję się takim człowiekiem, który zmartwychwstał. Ponieważ dokonał tego tylko Jezus Chrystus, to wpis ten będzie tyczył się właśnie Jego. 


Nie jest łatwo mówić mi na tematy religijne, ponieważ znam wzrok osób gardzących moją postawą. Nie jest mi łatwo dlatego, że boję się ujawniać swoją wiarę, ale dlatego, że oczy te, wpatrując się we mnie zwyczajnie mnie krzywdzą. Ze spojrzenia można wyczytać naprawdę wiele, ale brak tolerancji i poszanowania wyznawanych przez innego człowieka wartości, bardzo rani. Niestety często, gdy mówię otwarcie i wprost, iż jestem wierząca, szczególnie osoby w moim wieku, patrzą na mnie z politowaniem. Czuję się wtedy, jakbym w ich oczach urwała się z choinki. Czy współcześnie wiara jest niemodna? 

Bardzo lubię piosenkę Czesława Niemena "Dziwny jest ten świat", do której będę odnosiła się jeszcze nie jeden raz. Zgadzam się z każdym słowem, jakie pada, wyśpiewane przez artystę. Gardzimy sobą, chociaż wszyscy jesteśmy ludźmi. Nie ma gorszych i lepszych, jesteśmy na równi, mimo, że mamy inny kolor skóry, język czy cele życiowe. Zbyt często nie potrafimy tej odmienności zaakceptować, a jedynie wzburzyć się i atakiem osaczyć drugą osobę. 

Do czego zmierzam - ostatnio pomyślałam sobie, że każdy z nas jest Frankensteinem. Bóg jest naszym Stwórcą, który jako mądry i wszystkowiedzący inżynier, któregoś dnia, tworzy człowieka. Idealny wytwór: dobry, piękny - po prostu w oczach Boga - cudowny. Zauważmy, że zawsze, kiedy uda nam się coś zrobić, czy to ugotować obiad, posprzątać, namalować obrazek, to jesteśmy dumni z tego, co zrobiliśmy i chcielibyśmy być podziwiani za naszą aktywność. Myślę, że tak samo było z Bogiem. Stwórca jest dumny ze swego najdoskonalszego dzieła, człowieka. Nie chce go ograniczać, dlatego daje mu wolną wolę. I tutaj zaczyna się horror. Bóg uważając istotę ludzką za swoje podobieństwo, ofiarowując człowiekowi wolność nie przewidział, że ludzie wymkną mu się spod kontroli. To tak jak fikcyjny Frankenstein - w którymś momencie zaczyna zagrażać swemu Stwórcy.

Niedawno byłam uczestnikiem pewnego spotkania, podczas którego usłyszałam takie słowa, które zatrzęsły moją osobistą ziemią. Po prawie ćwierć wieku życia, zrozumiałam, jak bardzo jesteśmy podobni do takiego monstrum. Obiecałam, że dzisiejszy wpis będzie o Jezusie, dlatego teraz dochodzę do meritum tego wpisu. 

Aby dokonało się zbawienie ludzkości, zesłany na ziemię Syn Boży, miał umrzeć. Nie musiał cierpieć, miał tylko umrzeć. Mógł to uczynić równie dobrze jako starszy pan, we śnie, w nocy. Najważniejszy był moment śmierci Chrystusa i przełamanie granicy między życiem a śmiercią. Umarł jednak jako okropny złoczyńca, najgorszy przestępca, śmiercią męczeńską i nieludzko okrutną. A taki koniec życia zafundował Jezusowi człowiek, czyli ten piękny i cudowny wytwór Jego Ojca, Boga. Czy ludzie nie zachowali się właśnie jak literacki Frankenstein?

Mimo tego okrutnego czynu ludzkiego, Jezus ofiarował nam życie wieczne. Chrystus - Bóg, jednak jako człowiek - najświętszy ze świętych. To za jego przykładem sukcesywnie od dwóch tysiącleci orszak świętych i błogosławionych rozrasta się. A my odwiedzamy groby bliskich, aby poprzez modlitwę i zapalenie zniczy, wspomnieć tych, którzy odeszli i pomóc im dojść do raju. 

Co z tym możemy zrobić?
Przede wszystkim otworzyć serca. Kierowanie się samym rozumem czyni z nas potwory. Serce natomiast dodaje nam uroku i oddala nas od wizji zostania Frankensteinem. Nie zapominajmy w tym dniu o tych, którzy odeszli. I nie pomińmy wspomnienia o Jezusie, człowieku, którego ciała nie znajdziemy na cmentarzu.




Zdjęcie Grafika: Grafika Google - kadr z filmu "Pasja"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz