piątek, 3 kwietnia 2020

Kim jestem?


Tik – tok, tik – tok… przesuwające się wskazówki zegara podrażniają mój sposób zachowania stoickiego spokoju. A z drugiej strony: tylko sobie leżę wierzgając nerwowo lewą stopą, z rękoma podniesionymi ku górze, próbując znieść fakt, że od kilku tygodni tak sobie in slow motion egzystuję. I może nie jest ze mną tak źle, skoro tik – tok nadal tylko kojarzy mi się z nieubłaganie upływającym czasem, a nie popularną ostatnio aplikacją…


Nieśmiało zamykam oczy: kim jestem? Obrazy, jakie widzę czasem mnie przerażają. Otwieram je więc ponownie, ale muszę znowu je zmrużyć. Rozświetlający mnie ostatnimi czasy blask ekranu laptopa zaczyna doskwierać – zaczerwienione oczy mnie szczypią. A zegar nadal drażni. Wzięcie głębokiego oddechu wcale nie pomaga. Wiem, że kiedy ja tak sobie leżę inni w tej samej chwili nawet nie odczuwają upływu czasu. On im przecieka przez palce i nawet gdyby bardzo chcieli, nie są w stanie go zatrzymać… i niestety, nie tylko czasu.

Wszystko w koło jest jak spłukiwanie, wolno spływająca ze wzgórza, przybierająca na sile wilgotna ziemia. Jak wybuch wulkanu, którego lawa niekoniecznie parzy, ale klei się niemiłosiernie do ciała - oblepia nasze ręce, spowalnia ruch nóg; wszystko jest jak napływająca zewsząd morska woda, na tyle słona, że bez problemu nie topiąc się, unosimy się na jej powierzchni. A całe to widowisko przystrojone jest najlepszą wizją reżyserską, z muzyką, której lubimy słuchać w wakacyjne, ciepłe wieczory.

I chwila ta nieskończenie długa i drażniąca, to jednocześnie chwila za którą kryje się wdzięczność i tęsknota. Moment ciszy, chociaż boli, przybiera na sile z każdym głębiej zaczerpniętym oddechem i poczuciem beznadziejności tego czasu. Ostatecznie kumuluje się ona gdzieś w okolicach serca, dając ujście tymi samymi, zmęczonymi oczami. I tęskno mi do świata sprzed kilku tygodni a jednocześnie ufam, że gdy fala ustąpi i znów nasze stopy dotkną ziemi… będzie ona zupełnie inną, żyzną glebą, na której posadzimy wszystko, co dobre i potrzebne nam do odbudowania tego, co nie żywioł nam zabrał, lecz my sami. Okradliśmy się: kiedy i gdzie? Czy nasze zdobycze chowamy pod poduszkami? Czy to z ich nadmiaru gorzej śpimy, płaczemy po nocach, czy to one przypominają nam o samotności, czasem odbierają nam godność? Czy tak jest? Może za nic łupów tych nie chcemy stamtąd wyjąć…

Płynę… w ówczesnym świecie i w swej wizji tego świata, za którym mi tęskno. Truchleję na myśl, czy moja wymarzona Utopia pokrywa się z planami innych osób. Czy się rozczaruję? Jaką rzeczywistość zastanę? I leżąc tak, zadaję sobie jedno ważne pytanie: czego MNIE ta lekcja życia nauczy?








Zdjęcie Grafika: unsplash.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz