Tik – tok, tik – tok…
przesuwające się wskazówki zegara podrażniają mój sposób zachowania stoickiego
spokoju. A z drugiej strony: tylko sobie leżę wierzgając nerwowo lewą stopą, z
rękoma podniesionymi ku górze, próbując znieść fakt, że od kilku tygodni tak
sobie in slow motion egzystuję. I może nie jest ze mną tak źle, skoro tik – tok
nadal tylko kojarzy mi się z nieubłaganie upływającym czasem, a nie popularną
ostatnio aplikacją…
Nieśmiało zamykam oczy: kim
jestem? Obrazy, jakie widzę czasem mnie przerażają. Otwieram je więc ponownie,
ale muszę znowu je zmrużyć. Rozświetlający mnie ostatnimi czasy blask ekranu
laptopa zaczyna doskwierać – zaczerwienione oczy mnie szczypią. A zegar nadal
drażni. Wzięcie głębokiego oddechu wcale nie pomaga. Wiem, że kiedy ja tak
sobie leżę inni w tej samej chwili nawet nie odczuwają upływu czasu. On im
przecieka przez palce i nawet gdyby bardzo chcieli, nie są w stanie go
zatrzymać… i niestety, nie tylko czasu.
Wszystko w koło jest jak spłukiwanie,
wolno spływająca ze wzgórza, przybierająca na sile wilgotna ziemia. Jak wybuch
wulkanu, którego lawa niekoniecznie parzy, ale klei się niemiłosiernie do ciała
- oblepia nasze ręce, spowalnia ruch nóg; wszystko jest jak napływająca zewsząd
morska woda, na tyle słona, że bez problemu nie topiąc się, unosimy się na jej
powierzchni. A całe to widowisko przystrojone jest najlepszą wizją reżyserską,
z muzyką, której lubimy słuchać w wakacyjne, ciepłe wieczory.
I chwila ta nieskończenie długa i
drażniąca, to jednocześnie chwila za którą kryje się wdzięczność i tęsknota.
Moment ciszy, chociaż boli, przybiera na sile z każdym głębiej zaczerpniętym
oddechem i poczuciem beznadziejności tego czasu. Ostatecznie kumuluje się ona
gdzieś w okolicach serca, dając ujście tymi samymi, zmęczonymi oczami. I tęskno
mi do świata sprzed kilku tygodni a jednocześnie ufam, że gdy fala ustąpi i
znów nasze stopy dotkną ziemi… będzie ona zupełnie inną, żyzną glebą, na której
posadzimy wszystko, co dobre i potrzebne nam do odbudowania tego, co nie żywioł
nam zabrał, lecz my sami. Okradliśmy się: kiedy i gdzie? Czy nasze zdobycze
chowamy pod poduszkami? Czy to z ich nadmiaru gorzej śpimy, płaczemy po nocach,
czy to one przypominają nam o samotności, czasem odbierają nam godność? Czy tak
jest? Może za nic łupów tych nie chcemy stamtąd wyjąć…
Płynę… w ówczesnym świecie i w swej wizji tego świata, za którym mi tęskno. Truchleję na myśl, czy moja wymarzona Utopia pokrywa się z planami innych osób. Czy się rozczaruję? Jaką rzeczywistość zastanę? I leżąc tak, zadaję sobie jedno ważne pytanie: czego MNIE ta lekcja życia nauczy?
Zdjęcie Grafika: unsplash.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz