poniedziałek, 29 stycznia 2018

Ku szczytowi

Tematyka górskich wypraw nie jest mi znana. Przyznam, że oprócz nazwiska Kukuczki, nie potrafiłabym wymienić innych zdobywców górskich szczytów. Ostatnie wydarzenia z udziałem polskich himalaistów sprawiły jednak, że postanowiłam zadumać się przez chwilę nad tym, czym ta pasja jest. 


Jako laik w tej dziedzinie, nie będę wypowiadać się o himalaizmie. Mogę tylko odnieść się do tego z mojego punktu widzenia - czyli zadrzeć głowę do góry i rozmyślać, kierując wzrok ku szczytowi.

Kiedyś uczestniczyłam w wydarzeniu, którego celem było spotkanie z Martyną Wojciechowską, podróżniczką i dziennikarką. Jest to dla mnie kobieta - wzór do naśladowania. Szanuję Panią Martynę z różnych względów, m.in.: dyscypliny, odwagi, chęci poznania tego, co nieznane, pasji i macierzyństwa. Pani Wojciechowska powiedziała wtedy coś, co bardzo utkwiło w mojej pamięci. Parafrazując słowa podróżniczki, uważam, że w świetle ostatnich wydarzeń, słowa te zdają się być bardzo adekwatne do sytuacji. 

Nie jest istotne, że wejdziesz już na szczyt. Nie ma znaczenia, że napawasz się widokiem, napełnisz płuca powietrzem, zachłyśniesz się swoim osiągnięciem. Ta euforia, gdy jesteś na szczycie, szybko mija. Trwa zaledwie kilka minut. Dla tej krótkiej chwili poświęcasz miesiące przygotowań, litry wylanego potu, godziny walk z własnymi słabościami. Poświęcasz własne życie. Robisz to wszystko dla tych kilku minut, które mijają szybciej niż się spodziewasz. Automatycznie po zdobytym szczycie przychodzi mobilizująca myśl - trzeba z tej góry zejść.

Kiedy to usłyszałam, niezwykle mocno uderzyły mnie słowa dziennikarki. Miałam pewność, że Pani Martyna Wojciechowska doskonale wie o czym mówi. W końcu sama ma na swoim koncie zdobycie najwyższych szczytów świata. Dzisiaj opłakujemy polskiego himalaistę, który, jak sądzę, doświadczył tej radości i euforii, będąc tam, wysoko na Nanga Parbat. Podobno tę górę kochał najbardziej, i jak widać, miłość ta była odwzajemniona. Tomasz Mackiewicz i ten himalajski szczyt, będą sobie bliscy już na zawsze.

Góry są przepiękne w swym majestacie. Są twierdzami przyrody, trudnymi do zdobycia. Są kobietami, dumnie epatującymi swoją wielkością. Niechętnie reagują na zaloty. Nie są czułe, a mimo to posiadają w sobie coś tak niezwykłego, że pragnie się je zdobywać. 

Podobnie jest w życiu. Nie trzeba być himalaistą, aby wędrować po górach. Życie składa się z większych i mniejszych sukcesów, których kulminacyjny moment jest właśnie tym, że przez chwilę możemy popatrzeć na świat ze szczytu. Wiemy ile wysiłku kosztowało nas wejście pod górę. Tylko, że zapominamy zejść z tej naszej metaforycznej góry. Chcemy na niej osiąść na zawsze, rozstawiając namiot. Nie mamy takiej możliwości, chociaż ciężko jest nam przyjąć to do świadomości. Mądry życiowy himalaista to wie. Wie, że ostrożnie trzeba zejść na ziemię. Następnie planuje już kolejną wyprawę.

Nie pozwólmy ograniczać sobie życia, osiadając na laurach. Wynajdujmy kolejne szczyty do zdobycia. Może nie uda się za pierwszym razem, ale nie warto się poddawać. Dla Tomasza Mackiewicza próba zdobycia Nanga Parbat była którąś z kolei próbą. Według doniesień, tuż przed tragicznym zaginięciem, udało mu się spełnić marzenie. Jedni wspinają się naprawdę, inni robią dokładnie to samo, ale innymi sposobami. Bardziej metaforycznymi. Zamiast osądzać, pomódlmy się lub zadumajmy nad tym odważnym i pełnym pasji człowiekiem. Nie dodawajmy nic, bowiem każdy życiowy himalaista doskonale wie, kiedy lepiej zamilknąć.




Zdjęcie Grafika: Grafika Google

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz