piątek, 27 lipca 2018

Nie przegrzewaj się

Znacie osoby, które wiecznie pracują? Patrzycie na nich albo z podziwem, albo politowaniem. Ileż można poświęcać się dla głupich pieniędzy? Ale czy tylko o kwestie finansowe chodzi?


No właśnie - nie zawsze. Czasem wytężały umysł, napinamy mięśnie z zupełnie innych powodów. Ktoś przecież może mieć zamiłowanie do pracy, która w gruncie rzeczy jest dla niego zajęciem relaksującym i w niej odnajduje radość. Są też tacy, których charakter ukształtowano w oparciu o aktywność, więc ciężko jest takiej osobie nic nie robić. A jak jest z Wami?

Ja lubię mieć zajęcie, chociaż nie mieć nic do zrobienia też wydaje mi się super pomysłem. Nie gardzę takimi dniami, kiedy zupełnie nic nie muszę. Wstaję z łóżka kiedy chcę, robię co chcę i pomimo lekkiej frustracji z powodu mało ambitnych planów, przesiedzę na kanapie cały dzień. Niestety bardzo często towarzyszą temu wyrzuty sumienia z powodu utraconego na bezczynności czasu, ale z drugiej strony...

Z drugiej strony pojawia się myśl: czy naprawdę zawsze muszę być produktywna? Ostatnio właśnie nad tym zaczęłam się zastanawiać, co w efekcie doprowadziło mnie do bólu głowy. Mam kilka dni wolnego, a zadręczam się myślami. "Może za kilka miesięcy będę żałowała i ten brak jakiejkolwiek aktywności będę uważała za stracony czas" - pomyślałam, nadal zupełnie nic nie robiąc. W końcu doszłam do wniosku, że skoro nie mam siły i zwyczajnie nie chce mi się nic robić, to oznaka dla mnie, że potrzebuję odpoczynku. 

Miałam zupełnie rację, dlatego warto czasem wsłuchać się w siebie. To, że leniwie mijają nam dni nie musi wcale oznaczać, że i my jesteśmy nierobami. Każdy przecież potrzebuje resetu, wyciszenia i zwyczajnie nabrania energii do nowych rzeczy. Jednak dbając o relaks ciała, zapominamy o relaksie ducha, a przecież zarówno umysł jak i fizyczność idą w parze. Sama się na tym złapałam, ale zanim pozwoliłam sobie na wyciszenie umysłu, chwilkę nad tym pomyślałam.

Zdecydowanie łatwiej jest nam osiągnąć odprężenie fizyczne - chociażby to siedzenie na kanapie cały dzień. Mięśnie odpoczywają, ciało się wycisza. Niby balans. Niby - bo umysł może w dalszym ciągu funkcjonować na wysokich obrotach. Właśnie tak często bywa w moim przypadku. I niestety sprawia to, że efekty cielesnego odpoczynku są krótkotrwałe, bo duch nadal pręży się i wysila, zabierając mi bardzo dużo energii. A przecież wystarczy spróbować nie myśleć. Łatwo się mówi - trudniej robi. Niestety. Dochodząc do takich wniosków zdecydowałam, że postaram się wyłączyć myślenie (spróbuję tego dokonać zaraz po tym, jak przeleję tutaj swoje egzystencjalne wnioski). Czy mi się uda - zobaczymy. Wiem jedno... prawdziwie nie odpocznę dopóty, dopóki w stan odpoczynku nie włączę umysłu. 

Nie myślcie o tym, proszę. Nie przegrzewajcie umysłów. Niech nie myślą o nim, niech rozkoszują się muzyką, smakami, zapachami. Niech Wasze głowy zupełnie przestaną funkcjonować (no może nie tak dosłownie! :)), ale pozwólcie sobie na odrobinę myślowej swobody. Skoro potrafimy wyłączyć przegrzane sprzęty elektroniczne, pozwólmy też sobie na wyłączenie myśli. I żyjmy w tym błogim stanie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz